Najnowsze komentarze

III Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dziecko w szkole uczy się fałszowanej historii od Piasta do równie sfałszowanego Września i dowie się, że obrońcą Warszawy był nie jakiś tam Starzyński, ale komunista Buczek, który wyłamał kraty „polskiego faszystowskiego” więzienia, by na czele ludu stolicy stanąć do walki z najeźdźcą. – Tak w roku 1952 Barbara Toporska opisywała ówczesny etap bolszewizacji Polski.

Przyjmijmy, na potrzeby niniejszej ankiety, że był to opis pierwszego etapu bolszewizacji, klasycznego w swoim prostolinijnym zakłamaniu. Kolejny etap nastąpił szybko, zaledwie kilka lat później, gdy – posługując się przykładem przytoczonym przez Barbarę Toporską – w kontekście obrony Warszawy wymieniano już nie tylko komunistę Buczka, ale także prezydenta Starzyńskiego (i to z największymi, bolszewickimi honorami). Przyszedł w końcu także moment, gdy komunista Buczek albo znikł z kart historii, albo też przestał być przedstawiany w najlepszym świetle – jeszcze jeden, mocno odmieniony okres.

Mamy tu zatem dynamiczne zjawisko bolszewizmu i szereg nasuwających się pytań. Ograniczmy się do najistotniejszych, opartych na tezie, że powyższe trzy etapy bolszewizacji rzeczywiście miały i mają miejsce:

1. Wedle „realistycznej” interpretacji historii najnowszej utarło się sądzić, że owe trzy etapy bolszewickiej strategii są w rzeczywistości nacechowane nieustającym oddawaniem politycznego pola przez bolszewików. Zgodnie z taką wykładnią, historię bolszewizmu można podzielić na zasadnicze okresy: klasyczny, ewoluujący, upadły. Na czym polega błąd takiego rozumowania?

2. Jak rozumieć kolejno następujące po sobie okresy? Jako etapy bolszewizacji? Jako zmiany wynikające z przyjętej strategii, czy ze zmiennej sytuacji ideowej i politycznej, czy może trzeba wziąć pod uwagę inne jeszcze, niewymienione tu czynniki?

3. Trzy etapy i co dalej? Czy trzecia faza spełnia wszystkie ideowe cele bolszewizmu, czy wręcz przeciwnie – jest od realizacji tych celów odległa? Czy należy spodziewać się powrotu do któregoś z wcześniejszych etapów, a może spektakularnego etapu czwartego lub kolejnych?

Zapraszamy do udziału w naszej Ankiecie.

II Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

Dorobek pisarzy i publicystów mierzy się nie tyle ilością zapisanych arkuszy papieru, wielkością osiąganych nakładów, popularnością wśród współczesnych czy potomnych, poklaskiem i zaszczytami, doznawanymi za życia, ale wpływem jaki wywierali lub wywierają na życie i myślenie swoich czytelników. Wydaje się, że twórczość Józefa Mackiewicza, jak żadna inna, nadaje się do uzasadnienia powyższego stwierdzenia. Stąd pomysł, aby kolejną ankietę Wydawnictwa poświęcić zagadnieniu wpływu i znaczenia twórczości tego pisarza.

Chcielibyśmy zadać Państwu następujące pytania:

1. W jakich okolicznościach zetknął się Pan/Pani po raz pierwszy z Józefem Mackiewiczem?
Jakie były Pana/Pani refleksje związane z lekturą książek Mackiewicza?

2. Czy w ocenie Pana/Pani twórczość publicystyczna i literacka Józefa Mackiewicza miały realny wpływ na myślenie i poczynania jemu współczesnych? Jeśli tak, w jakim kontekście, w jakim okresie?

3. Czy formułowane przez Mackiewicza poglądy okazują się przydatne w zestawieniu z rzeczywistością polityczną nam współczesną, czy też wypada uznać go za pisarza historycznego, w którego przesłaniu trudno doszukać się aktualnego wydźwięku?

Serdecznie zapraszamy Państwa do udziału.

Ankieta Wydawnictwa Podziemnego

1. W tak zwanej obiegowej opinii egzystuje pogląd, że w 1989 roku w Polsce zainicjowany został historyczny przewrót polityczny, którego skutki miały zadecydować o nowym kształcie sytuacji globalnej. Jest wiele dowodów na to, że nie tylko w prlu, ale także innych krajach bloku komunistycznego, ta rzekomo antykomunistyczna rewolta była dziełem sowieckich służb specjalnych i służyła długofalowym celom pierestrojki. W przypadku prlu następstwa tajnego porozumienia zawartego pomiędzy komunistyczną władzą, koncesjonowaną opozycją oraz hierarchią kościelną, trwają nieprzerwanie do dziś. Jaka jest Pana ocena skutków rewolucji w Europie Wschodniej? Czy uprawniony jest pogląd, że w wyniku ówczesnych wydarzeń oraz ich następstw, wschodnia część Europy wywalczyła wolność?

2. Nie sposób w tym kontekście pominąć incydentu, który miał miejsce w sierpniu 1991 roku w Moskwie. Czy, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, kolejne rządy Jelcyna i Putina można nazwać polityczną kontynuacją sowieckiego bolszewizmu, czy należy raczej mówić o procesie demokratyzacji? W jaki sposób zmiany w Sowietach wpływają na ocenę współczesnej polityki międzynarodowej?

3. Czy wobec rewolucyjnych nastrojów panujących obecnie na kontynencie południowoamerykańskim należy mówić o zjawisku odradzania się ideologii marksistowskiej, czy jest to raczej rozwój i kontynuacja starych trendów, od dziesięcioleci obecnych na tym kontynencie? Czy mamy do czynienia z realizacją starej idei konwergencji, łączenia dwóch zantagonizowanych systemów, kapitalizmu i socjalizmu, w jeden nowy model funkcjonowania państwa i społeczeństwa, czy może ze zjawiskiem o zupełnie odmiennym charakterze?

4. Jakie będą konsekwencje rozwoju gospodarczego i wojskowego komunistycznych Chin?

5. Już wkrótce będzie miała miejsce 90 rocznica rewolucji bolszewickiej w Rosji. Niezależnie od oceny wpływu tamtych wydarzeń na losy świata w XX wieku, funkcjonują przynajmniej dwa przeciwstawne poglądy na temat idei bolszewickiej, jej teraźniejszości i przyszłości. Pierwszy z nich, zdecydowanie bardziej rozpowszechniony, stwierdza, że komunizm to przeżytek, zepchnięty do lamusa historii. Drugi stara się udowodnić, że rola komunizmu jako ideologii i jako praktyki politycznej jeszcze się nie zakończyła. Który z tych poglądów jest bardziej uprawniony?

6. Najwybitniejszy polski antykomunista, Józef Mackiewicz, pisał w 1962 roku:

Wielka jest zdolność rezygnacji i przystosowania do warunków, właściwa naturze ludzkiej. Ale żaden realizm nie powinien pozbawiać ludzi poczucia wyobraźni, gdyż przestanie być realizmem. Porównanie zaś obyczajów świata z roku 1912 z obyczajami dziś, daje nam dopiero niejaką możność, choć oczywiście nie w zarysach konkretnych, wyobrazić sobie do jakiego układu rzeczy ludzie będą mogli być jeszcze zmuszeni 'rozsądnie' się przystosować, w roku 2012!

Jaki jest Pana punkt widzenia na tak postawioną kwestię? Jaki kształt przybierze świat w roku 2012?




Michał Bąkowski


Trzeci eszelon

Jeff Nyquist uprzejmie odpowiedział na mój poprzedni artykuł znakomitymi dywagacjami na temat ważności obiegowych pojęć w konfrontacji z sowiecką strategią.

Wydaje mi się, że nasza wymiana [1] otworzyła trzy szerokie sfery niezgody. Pierwsza dotyczy semantyki, ale widzę teraz, że różnice pomiędzy nami są o wiele bardziej fundamentalne niż tylko stanowisko wobec semantycznej destrukcji opozycji jako ważnej części komunistycznej taktyki. Dotyka to w zamian doniosłej kwestii celu. Dlaczego się tym zajmujemy? Co nam z tego? Po co wdajemy się w tę polemikę? Dlaczego trzymamy się poglądów, które nie przyniosą nam radości ani uznania, a raczej spotkają się z niechętnym gestem pukania w czoło? Jeżeli „obiegowe pojęcia”, bezmyślna tłuszcza, a teraz nawet i inteligentni ludzie, jeżeli wszyscy sprzysięgli się przeciw nam i myślą, że jesteśmy stuknięci, to po co narażać się na taki despekt? Po co?

Po drugie, jest także spór na temat rosyjski czy sowiecki, który ja uważam za kluczowy dla zrozumienia komunizmu. I wreszcie na koniec, jest także drobny problem z interpretacją tego, co Nyquist nazywa „pozytywnym rozwojem wydarzeń w Polsce, w Gruzji i na Ukrainie”. Są to trzy oddzielne tematy, zaryzykuję zatem zanudzenie mego znakomitego oponenta i spróbuję rozwinąć te trzy punkty w szerszym kontekście i w osobnych artykułach.

Mam wrażenie, że ostatni punkt jest najmniej istotny, więc zacznijmy od niego. Wbrew sugestiom Nyquista, nie posiadam żadnej wyższej wiedzy na temat wydarzeń na świecie. Nie mam dostępu do żadnych tajnych źródeł, bliskich centrum strategicznej prowokacji, które dawałyby mi wtajemniczenie. „Byli oficerowie kgb” nie mają w zwyczaju pukać do mych drzwi i poszeptywać mi na ucho. Jedyne dostępne mi informacje, dostępne są wszystkim. Wszystkie znane mi fakty są także znane Nyquistowi, więc biorąc pod uwagę, że obaj przyznajemy się do tej samej metodologii, tj. racjonalnej i logicznej analizy faktów, tak jak to zademonstrował Anatolij Golicyn, biorąc to wszystko pod uwagę, jest trochę niepokojące, że nasze interpretacje wydarzeń na Ukrainie, w Gruzji i Polsce różnią się aż tak diametralnie. Pozwolę sobie przytoczyć przykład analizy, jaką mam na myśli. Interesującą jej próbkę zaprezentował HL Shancken, amerykański bloger, częsty gość na forum internetowym The Final Phase Forum i wielbiciel pana Nyquista:

1. Juszczenko został otruty dioxyną. Otrzymał drugą co do wielkości dawkę znaną nauce, i zarówno on jak i kobieta, która dostała największą dawkę – przeżyli. Dioxyna nie jest śmiertelną trucizną.

2. Zatrucie dioxyną było drugim zamachem na życie Juszczenki. Pierwsza próba dokonana została przy użyciu samochodu.

3. Zważywszy powszechnie znane długoletnie doświadczenie KGB w dokonywaniu zabójstw, trudno racjonalnie wyjaśnić, skąd kłopoty akurat w wypadku Juszczenki. Fakt, że obie próby były nieudane, wskazuje moim zdaniem, że wszystko, z Pomarańczową Rewolucją włącznie, było wyreżyserowane.

4. Twarz Juszczenki, zamieniona w szkaradną maskę przez dioxynę, nie wykazuje więcej śladów trucizny. Wyzdrowiał całkowicie.

5. Saakaszwili kształcił się w Stanach Zjednoczonych w latach 80. Jakie państwo policyjne pozwala przeciętnemu obywatelowi na podróż do wrogiego mocarstwa, w celu zdobycia liberalnego wykształcenia? Wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie: to absurd.

6. Saakaszwili mógł z łatwością być zamordowany. Warto przypomnieć wypadek, kiedy rosyjskie karabiny maszynowe były wycelowane w niego podczas wizyty na froncie w ubiegłym roku.

7. Juszczenko i Saakaszwili to KGB. Nie wierzę, że odeszli z KGB, bo gdyby odeszli, to już by nie żyli.” [2]

To jest dobrze powiedziane. Nie bądźmy wszakże pochopni w ocenach, nie przyjmujmy niczego na pierwszy rzut oka, może jednak Nyquist ma rację w swojej przeciwnej interpretacji. Oczywiście fakt przeżycia zamachu z rąk ludzi, którzy są zazwyczaj bardzo skuteczni w takich sprawach, nie jest wystarczającym powodem, by potępić szczęśliwca jako agenta morderców. A zatem powyższa konkluzja jest chyba zbyt pośpieszna. Z pewnością nie może być wystarczającym powodem potępienia, kiedy widziane jest w izolacji, ale umieszczone w kontekście polityki Juszczenki, w świetle jego przeszłości i jego teraźniejszości, niejaka podejrzliwość wydaje mi się co najmniej logiczna. Co więcej, wyciąganie z postępowania takiego człowieka wniosków co do „osłabienia sowieckiej tkanki” wygląda na lekkomyślność. Tymczasem Nyquist uznał za stosowne ogłosić: „Proszę nie lekceważyć skromnych początków. Czy pan wie, że ukraiński prezydent nie pojedzie do Moskwy?” Tak. I co dalej? Widzę tu rzeczywiście skromne początki – przynajmniej tyle jest prawdą. Skromne początki nieuniknionego staczania się po równi pochyłej w pułapkę sowieckiej prowokacji.

Raczej niż radować się z planów podróżnych Juszczenki, mam wrażenie, że golicynowskie podejście nakazuje tu skrajną ostrożność, ponieważ jest zupełnie możliwe – choć z pewnością nie dowiedzione – że kgb buduje obraz Juszczenki jako niezależnej siły, dla swoich własnych celów. Jeżeli w międzyczasie udało im się także nabrać jednego z najbardziej konsekwentnych wyznawców golicynowskiej metodologii, to tym lepiej dla nich. Ale jednocześnie tym gorzej dla nas, bo nawet gdyby okazało się, że Juszczenko jest autentycznym przywódcą antykomunistycznym, który cudem umknął zamachowcom, to reakcja na jego rzekomy heroizm ze strony samego JR Nyquista, byłaby wyśmienitą wskazówką do podręcznika kagebisty: jak wiarygodnie uplasować marionetkę. Właściwie, to są tylko pobożne życzenia z mojej strony – oni i tak już to wiedzą. Robili to wielokrotnie i z wielkimi sukcesami.

Saakaszwili, Gruzja i cały Kaukaz to jest o wiele bardziej skomplikowany przypadek. Spróbujmy podejść doń z innej strony. Niemal dwadzieścia lat temu Françoise Thom sformułowała hipotezę „drugiego eszelonu sowieckich przywódców”, ludzi takich jak Nazarbajew, Alijew, Szuszkiewicz, Krawczuk, Szewardnadze, a także w moim mniemaniu, Jelcyn (choć pani Thom nie włączała go do tej grupy). Każdy z nich był członkiem gorbaczowowskiego politbiura, i każdy został przygotowany do bezpiecznego przejęcia władzy w sowieckich republikach, tym samym umożliwiając jeden z głównych zrębów Wielkiej Prowokacji – upadek związku sowieckiego. Zaryzykowałbym twierdzenie, że jednym z ich zadań było stworzenie „trzeciego eszelonu”, nowej generacji przywódców, którzy będą mogli przejąć władzę od nich samych i kontynuować tę samą fikcję. W Gruzji – gdzie Szewardnadze był tak pewien swej pozycji, że pozwolił, by władza wymknęła mu się z rąk we wczesnych latach 90. i musiał później odzyskać ją w krwawej wojnie domowej – kwestia gładkiej sukcesji była szczególnie ważna.

Juszczenko i Tymoszenko, Saakaszwili i Żwania (zabity w podejrzanych okolicznościach), Putin i Miedwiediew, z wszystkimi swymi sprzeczkami, wydają mi się niczym więcej niż „trzecim eszelonem sowieckich przywódców”. Naturalnie i jak zwykle, kiedy mamy do czynienia z prowokacją na tak wielką skalę, byłoby bardzo trudno dowieść powyższego. Pomimo to jednak przyjrzyjmy się temu uważniej.

A zatem po pierwsze, czy są jakiekolwiek wątpliwości, że Saakaszwili rozpoczął swą karierę polityczną jako jeden z ludzi Szewardnadze? Wedle wszystkich relacji, Szewardnadze wybrał młodego, przystojnego prawnika z piękną żoną z zagranicy, na swego następcę. Saakaszwili bardzo prędko wchodzi w konflikt z całym gabinetem Szewardnadze na tle korupcji, ale zamiast być zwolnionym lub unieszkodliwionym, ustępuje w roku 2001 i zakłada własną partię w opozycji do swego mentora. Mamy tu do czynienia ze wzorem „fałszywej opozycji” w krystalicznie czystej postaci. Widzieliśmy to uprzednio w wielu krajach, kiedy sztucznie wytworzona kłótnia prowadzi do rozłamu i formacji fałszywej opozycji. Na marginesie, ten sam proces możemy obserwować na żywo, przeprowadzany w tej chwili z wielką precyzją w Iranie.

Saakaszwili był jednak o wiele za bardzo zbliżony do Szewardnadze, żeby jego pozycja była pewna. Należało ją zatem wzmocnić, a co może być lepsze niż mała wojenka z potężnym sąsiadem, by podnieść notowania nowego przywódcy?

Antoni Macierewicz atoli, z całą pewnością nie jest członkiem „trzeciego eszelonu”. Jest jednym z niewielu polityków polskich, którzy konsekwentnie pozostali w opozycji do komunizmu. Nie będę tu przytaczał jego ciekawej kariery; powiem tylko, że wiem, czyje walkie-talkie było użyte (i nigdy nie zostało oddane), by pomóc mu uciec z miejsca internowania (wiem, ale nie powiem). Macierewicz przeciwstawiał się rozmowom niesławnej pamięci okrągłego stołu, zorganizowanym potajemnie przez tzw. opozycję demokratyczną i ubecję, których rezultatem było zmienienie nazwy prlu na iirp. Pomimo to, kiedy w 1991 roku, Jan Olszewski, jeden z uczestników okrągłostołowych czastuszek, zaproszony został do sformułowania rządu, Macierewicz zgodził się przyjąć tekę ministra spraw wewnętrznych. Z miejsca rozpoczął przygotowania do ujawnienia komunistycznej przeszłości ludzi zajmujących wysokie stanowiska w „nowej Polsce”, toteż rząd Olszewskiego został prędko obalony w parlamentarnym puczu przez rezydenta – o pardon, „prezydenta” – Wałęsę.

Rzecz jasna, intencje Macierewicza były dobre. Jest on wyraźnie „po naszej stronie”. Ale czy nie powinien trochę bardziej uważać, w jakim towarzystwie się obraca? Olszewski miał nienaganne socjalistyczne referencje, był klasycznym „rewizjonistą”, to znaczy pragnął poprawienia sowieckiego systemu, a nie jego obalenia. (Nie będę zanieczyszczał tych stron pisaniem o Wałęsie.) Dobrze, załóżmy, że jestem cynikiem i wbrew wszystkiemu utrzymywałbym to samo zdanie, podczas gdy aktywny polityk, jak Macierewicz, miał prawo popełnić błąd, zakładając możliwość zdemaskowania „nowej Polski” jako malowanego lisa, niejako od wewnątrz, poprzez udział w instytucjach rządowych. Jestem w stanie to zaakceptować i nie byłbym mu tego wytykał – przecie zdołał pokazać prawdziwą naturę bestii w 1991 roku. Ale jak można popełnić ten sam błąd 15 lat później? Czy to już nie za wiele?

Kość niezgody między nami i Macierewiczem, polega na tym, że publikacja Golicyna jeszcze raz podtrzymuje kłamstwo. Dosłownie: kłamstwo, że to oto jest nowa, wolna Polska, gdzie można nawet publikować Golicyna, a nie podejrzana kontynuacja sowieckiego tworu. I proszę! Nawet JR Nyquist uważa, że to zdumiewające. Poza tym, kiedy ktoś akceptuje poglądy Golicyna na temat inscenizacji „upadku komunizmu”, to jak może jednocześnie brać udział w instytucjach państwa stworzonego w wyniku tej prowokacji? Tak czy owak, Nyquist albo się myli, albo coś mu umknęło w tłumaczeniu, jeśli kiedykolwiek sądził, że „zamierzaliśmy zrażać ludzi, którzy wydali Golicyna po polsku, ponieważ używają oni terminu Rosja zamiast Związek Sowiecki”. To jest niemądre od początku do końca, to jest wymysł bez podstaw w rzeczywistości – ale też nie należało spodziewać się niczego lepszego, jeśli ktokolwiek próbowałby zrozumieć nasz List otwarty do Antoniego Macierewicza przy pomocy mechanicznego przekładu…

W swoim pośpiechu, by dowieść, że główne zagrożenie ludzkości jest rosyjskie raczej niż komunistyczne, Nyquist napisał zdumiewające zdanie. Polska, jego zdaniem, „będzie zdeptana rosyjskimi butami.” Doprawdy, Panie Nyquist, nie sądzę, żeby Pan miał rację. „Rodzimej dosyć jest kanalii”, śpiewał Kelus po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdławienie Polski dokonane zostało głównie polskimi rękami – rękami polskich komunistów – i tak samo mniej więcej było gdzie indziej (to jest właśnie powód, dla którego utożsamianie Rosji i komunizmu jest tak strasznym błędem). Ale czyż Bierut, Gomułka, Gierek, Jaruzelski nie byli przede wszystkim polskimi patriotami? Przecież zrobiliby wszystko co w ich mocy, żeby tylko uniknąć „interwencji” państwa ościennego. I sąsiednie supermocarstwo chętnie na to przystało. Sowieciarze z radością wynieśli Gomułkę w oczach Polaków poprzez rzekomą kłótnie z Chruszczowem, która oczywiście nigdy nie miała miejsca, ale wystarczyła, by zbudować mit genseka kompartii, jako „polskiego patrioty”. Pomogli z chęcią Jaruzelskiemu, przeprowadzając manewry wojskowe na „granicy polskiej” (która w rzeczywistości była tylko wewnętrzną linią podziału sowieckiego imperium) w 1981 roku.

Pozwolę sobie zwrócić uwagę, że w dzisiejszej Polsce, która tak inspiruje Nyquista i daje mu nadzieję na „stopniowe osłabienie ukrytych sowieckich struktur”, 44% Polaków uważa, że Jaruzelski postąpił słusznie, wprowadzając stan wojenny. Wedle innej ankiety z 2005 roku, 46% Polaków uważało, że Jaruzelski chciał uniknąć sowieckiej (pardon: „radzieckiej”) initerwencji, a kolejnych 9% uznało, że działał na rzecz utrzymania integralności państwowej Polski.

Tak, to prawda, jest wiele punktów, w których jest pełna zgoda pomiędzy Nyquistem, a nami, tu, w Podziemiu. Tak, my też uważamy, że są w Polsce potężne sowieckie struktury – i na Ukrainie, i w Gruzji itd., itd. – trudno nam się tylko zgodzić, że są one ukryte. W rzeczywistości są widoczne gołym okiem. Atoli, głównym narzędziem kontroli w sowieckim bloku była zawsze i zawsze pozostanie – sowietyzacja. Sowietyzacja, która rozpoczęła się strasznym terrorem lat 40. i 50., po czym, kiedy większość potencjalnych wrogów została zlikwidowana, przepoczwarzyła się w drugą fazę, wprowadzając ideę, że polscy komuniści, to w pierwszym rzędzie Polacy, a komuniści dopiero na odległym drugim miejscu. Niestety idea ta została zaakceptowana przez ogromną większość społeczeństwa w 1956 roku, kiedy milion ludzi spontanicznie oklaskiwało Gomułkę w Warszawie.

Jestem zdania, że sukces prowokacji z października 1956 roku, był punktem wyjściowym dla sformułowania planu Szelepina. Ale żeby to zrozumieć, trzeba przeczytać Zwycięstwo prowokacji, a skoro traktat ten jest teraz osiągalny w porządnym angielskim tłumaczeniu (tzn. bez użycia mechanicznego translatora), nie ma już żadnego usprawiedliwienia dla ignorancji.

Tak czy owak, komunizm z patriotyczną twarzą nie został wcale wymyślony przez Gomułkę, ani nawet przez Tito. To Lenin i Trocki odwoływali się do patriotyzmu rosyjskich oficerów, gdy nawoływali do obrony ojczyzny przed obcą interwencją. To Stalin stworzył lakoniczną formułkę państwa „narodowego w treści i socjalistycznego w formie”. Co prowadzi mnie wprost do mojego kolejnego tematu: rosyjski czy sowiecki?

__________________

    1. Porównaj: Michał Bąkowski, Poland as a front line state?

Jeff Nyquist, Semantyczna likwidacja opozycji

Michał Bąkowski, Nieznośny ciężar semantyki

Jeff Nyquist, Obiegowe pojęcia w strategii i taktyce

2. http://wydawnictwopodziemne.rohnka5.atthost24.pl/en/2009/12/16/english-common-usage-in-strategy-and-tactics/#comments komentarz z 20.12.09. Nie jestem przekonany, że autor ma słuszność w wypadku „kształcenia Saakaszwili w Ameryce w latach 80.” O ile mi wiadomo, Saakaszwili studiował w Kijowie i we Francji, a do Ameryki udał się dopiero w latach 90.



Prześlij znajomemu

3 Komentarz(e/y) do “Trzeci eszelon”

  1. 1 Marek

    Panie Michale,

    trochę tajemniczo pisze Pan o Macierewiczu i czytelnik artykułu nie wie, dlaczego tak go Pan wyróżnia spośród działaczy „opozycji”. Może to Pański były „kolega z podziemia”? W każdym razie nie ma jasności.
    Być może nie było go nad stołem ani pod stołem, bo zabrakło zaproszenia. Teraz zaproszono i jest p osłem. „Antykomunista” Mikołajczyk też podobno miał dobre intencje, był „po naszej stronie” i (podobnie jak wspomniany działacz) nie przywiązywał wagi do towarzystwa, w jakim się obracał.

  2. 2 michał

    Drogi Panie Marku,

    Tu chyba nie ma żadnych „tajemnic”. Kiedy napisaliśmy List otwarty (prawie dwa lata temu), to był on komentowany zazwyczaj – zwłaszcza na Forum Solidarności Walczącej swkatowice – jako „atak” na Macierewicza. Musieliśmy wówczas tłumaczyć mozolnie, że to nie jest atak, że nie równamy go z Wałęsą czy Michnikiem, bo do takich ludzi nie zwracalibyśmy się z żadnymi listami, nawet zamkniętymi. Macierewicz zasłużył sobie na pewien kredyt zaufania, ale ten kredyt jest w moim mniemaniu na wyczerpaniu. Pańskim zdaniem najwyraźniej także. Widzi Pan, co nawypisywał o tym Nyquist, jak bardzo to jest szkodliwe.

    Natomiast Mikołajczyk… Mam wątpliwości, co do jego inetncji, nie wydaje mi się, żeby był po naszej stronie, a towarzystwo, w jakim się obracał, pozostawiało jeszcze więcej do życzenia niż Bolek i inni.

  3. 3 michał

    On the 3rd January, the above article was published on The Final Phase Forum by one S Kabud. It was not published in the form you can see above, though. That would be too easy for Kabud. Depending on, which version of our website you are currently reading you could see my text either in its original English version or in its Polish translation. But neither was copied and pasted on the TFP Forum. Instead, Kabud decided to torture my article with the use of google translator and to crow about it. What’s more, he also accused me of trying to “hide behind Polish language”. Naturally, what Kabud says is immaterial, as he seems incapable of stringing two sentences together, as readers of our website had the misfortune to find out. The ‚googled’ version of the article, though, is so funny that it is worth reading:

    http://thefinalphaseforum.invisionzone.com/index.php?showtopic=2176&pid=30490&mode=threaded&start=#entry30490

    I wrote to the administrators of the Forum on the 3rd January and asked them to publish a statement expressing my disquiet about Kabud’s practices but we have received a firm refusal today. So here it is:

    Dear Sirs,

    Could someone please stop the member signing himself as „KABUD” from embarrassing himself any further?

    The guy published an incomprehensible version of my article on your forum by applying google translator to the Polish version of the text actually written in English. If any proof was needed that such practice is pathetic and ought not to be allowed on any serious website than a simple comparison of „KABUD’s” gobbledygook with the original should hopefully suffice.

    „KABUD” accused me of „hiding behind Polish language”, which in his weird world possibly makes some sense but otherwise is devoid of any meaning. I have no inclination to hide from “KABUD” and only a sick mind could perceive writing in one’s own language as “hiding”.

    I would appreciate if you could place this note on your Forum, which I read with interest.

    Many thanks.

    With kind regards,

    Michael Bąkowski

Komentuj





Language

Książki Wydawnictwa Podziemnego:


Zamów tutaj.

Jacek Szczyrba

Czerwoni na szóstej!.

Jacek Szczyrba

Punkt Langrange`a. Powieść.

H
1946. Powieść.